Zapraszam na krótką wycieczkę do Hawierzowa (czes. Havířov).
Miasto leży niedaleko od granicy polsko-czeskiej, z Cieszyna można dojechać do niego samochodem w niespełna pół godziny. Liczy ok. 70 tys. mieszkańców, jest przy tym najmłodsze z czeskich miast, zostało wybudowane od zera w latach pięćdziesiątych zeszłego stulecia, prawa miejskie uzyskało w roku 1955. Nazwę Havířov można przetłumaczyć jako miasto górników, i to w skrócie opisuje cel jego powstania: miało być mieszkaniem dla pracowników kopalń pobliskiej Ostrawy czy Karwiny. Widoczne jest tu podobieństwo do innych wielkich budów tamtego okresu, Magnitogorska, Eisenhüttenstadt czy choćby naszej Nowej Huty. Projekt miasta powstał w biurze Stavoprojekt z Ostrawy, którym kierował architekt Vladimír Meduna, w stylu który Czesi obecnie nazywają Sorela. Gdy pierwszy raz przeczytałem tę nazwę pomyślałem, że pewnie pochodzi od nazwiska jakiegoś francuskiego architekta czy urbanisty, a tymczasem to nic innego jak skrót od socrealizmu
:) .
Spacer rozpoczniemy od dworca kolejowego a zakończymy na dworcu autobusowym, w 3,5 km przez lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte.
Dworzec kolejowy opisywany jest jako sztandarowy przykład stylu brukselskiego. Jak nietrudno zgadnąć, stylu tego nie wymyślili bynajmniej Belgowie. Nazwa pochodzi od światowej wystawy EXPO w Brukseli w roku 1958, na której triumfowały i zdobywały nagrody czeskie wzornictwo przemysłowe i architektura. Przez kolejne 10 lat do roku 1968 (data nieprzypadkowa) powstało wiele przedmiotów i obiektów utrzymanych w tej stylistyce. Projektantem dworca był Josef Hrejsemnou, na którego wpływ wywarły zarówno funkcjonalistyczna przedwojenna architektura jego rodzinnego Zlina, zbudowanego przez Batę, jak i studia architektoniczne w Leningradzie.
Havířov wita dworcowym neonem, który czasy świetności ma dawno za sobą, ale może właśnie dlatego robi wrażenie. Ciekawie są wkomponowane w literę „H” dwa skrzyżowane górnicze młotki pochodzące z herbu miasta.
Przeszklona fasada, nazwa, zegar, funkcjonalny daszek nad wejściem. Niczego więcej nie trzeba.
Jasne wnętrze z pięknym sufitem, i piętrem, na które nie da się wejść z powodu kraty na schodach zamkniętej na kłódkę.
Czekając na pociąg dobrze odpocząć na stylowych, choć nie najwygodniejszych fotelach.
Kamienne ławeczki kierują ruch w stronę kas biletowych, można na nich położyć ciężką torbę albo przysiąść w czasie czekania w kolejce.
Dworcowy bar o odpowiedniej dla tego miejsca nazwie.
Scrollowane
;) rozkłady jazdy.
Przejście na perony.
Tu także widać upływ czasu i brak funduszy.
Pożegnalny rzut oka na dworzec. W końcu nie wiadomo, jak długo będzie jeszcze stał. Były już gotowe plany wyburzenia i wybudowania nowego, na razie uratowało go poruszenie wśród architektów i miłośników kolei. Na razie.
Idziemy w stroną miasta. Dwupasmowa aleja dzieli je na dwie symetryczne części, podobne do siebie jak lustrzane odbicia. Ten jego fragment jako strefa zabytkowa został objęty ochroną w roku 1992.
Kolejne bliźniacze domy. Co ciekawe, im wyższe piętro, tym bardziej luksusowe balkony.
Budynki mieszkalne na parterze mają sklepy i punkty usługowe, elewacje i dachy ozdobione są elementami zaczerpniętymi z architektury czeskiego renesansu. Miało to być wyrazem zerwania z burżuazyjną tradycją i odwołaniem się do postępowego okresu w historii.
Dla porównania fragment z „prawdziwego” renesansowego miasteczka Slavonice.
Od zasady symetrii są oczywiście wyjątki. Są co prawda po dwóch stronach drogi dwa domy kultury, ale jednak niepodobne do siebie. Jeden przypomina włoski pałacyk, a drugi to już raczej prawdziwy socrealizm.
Zapuszczając się w boczne uliczki możemy spotkać prawdziwe perełki…
Można też trafić na przyciężkie monumentalne budowle ( siedziba magistratu )
Domy jak domy, służą do mieszkania, ale każdy z nich ma jakieś indywidualne ozdobniki, akcenty które go wyróżniają. W końcu zamiast mówić, że mieszka się pod prozaicznym numerem 46, można powiedzieć, że pod kochankami, albo kochankami z winogronami…
Dziewczyna z gołąbkiem pokoju też może być.
Dla prawdziwych miłośników epoki sentymentalny zestaw przodowników pracy socjalistycznej…
Niektóre kopie renesansu wyglądają lepiej niż oryginały
:) .
Urocze balkoniki.
Kolejni przodownicy pracy.
W opinii mieszkańców, miasto, chociaż zaprojektowane na mocno ideowych zasadach, jest po prostu dobre do mieszkania. Spore przestrzenie między domami wypełnione są zielenią, nie ma charakteru typowych blokowisk, które przyszły później.
Jednak mieszkańcy się starzeją, a ich liczba się zmniejsza, na co wpływ ma tendencja do ograniczania ciężkiego przemysłu.
I tak dotarliśmy do centrum – Placu Republiki. Tutaj formalnie kończy się strefa zabytkowa.
Miłośnicy neonów znajdą tu coś dla siebie.
A miłośnicy zagadek historycznych mogą się zastanowić, co kiedyś musiało stać w miejscu tego (niedziałającego zresztą) wahadła, i dlaczego właśnie Lenin? Swoją drogą szeroka podwójna aleja biegnąca przez środek miasta i centralny plac to miejsce wprost stworzone do manifestacji pierwszomajowych.
Idąc dalej widzimy jak coraz bardziej zatracany jest oryginalny styl. Czasami nieuniknione modernizacje nie pasują do reszty, jak te plastikowe okna pomiędzy płaskorzeźbami na fasadzie domu.
Hala sportowa z roku 1950 została odnowiona, ginie jakoś w sąsiedztwie supermarketów, jedyne co przypomina stare czasy to kioski odlewane z betonu.
To co może w przyszłości spotkać dworzec kolejowy możemy zobaczyć na przykładzie dworca autobusowego. Dzięki uprzejmości Google Street View możemy jeszcze podziwiać historyczny gmach rotundy.
Teraz w tym miejscu stoi takie coś, co pewnie jest funkcjonalne, samo w sobie może i nie jest okropne, jakoś nawet nawiązuje do swego pierwowzoru i przede wszystkim pewnie było tańsze od remontu. Ale jednak żal…
Havířov wspominam bardzo dobrze, to super miejsce i co najważniejsze niedaleko granicy. Lokalizacja jest wspaniała do tego architektura przywołuje wspomnienia. Zakwaterowanie mieliśmy w obiekcie Zámek Havířov, bardzo dobre warunki, dobrze wyposarzone i piękne pokoje. Wszystkt to blisko centrum, a zarazem cisza i spokój, do tego wszystkiego dobre jedzenie przemiła obsługa.
Na tych zdjęciach jest też trochę modernizmu nie socrealizmu. Z takich miast powstałych w 50-tych, które widziałem najbardziej spójna sytlistycznie jest Nova Kachovka na Ukrainie.
Fajna relacja
:)Nie wkręcałem się nigdy specjalnie w czechosłowacki socrealizm, ale widać cikekawe analogie do PRLu. U nas też czerpano z renesansu, tylko z Małopolski, Lubelszczyzny i Zamościa (np. attyki "jaskółcze ogony"), a tutaj mamy renesansowe sgraffita, gzymsy lunetowe typowo czeskie, ale jednocześnie dobrze znane nam z terenów Śląska (Dolnego, ofkors). Nieźle to wygląda.No i dworzec rewelacyjny, świetny sufit, ławki, zegar. U nas już byłby oblepiony obrzydliwymi reklamami jak pawilon w Mławie pokazywany przez Pabiena.A propos socrealistycznych płaskorzeźb to pamiętam, że jest trochę tego w Magdeburgu.
Bo u nas jest tak jak na Wschodzie, tylko trochę mniej. Tymczasem w Czechach jest tak jak na Zachodzie tylko trochę mniej. To taka kwestia przynależności i odległości od centrum
pabien napisał:Bo u nas jest tak jak na Wschodzie, tylko trochę mniej. Tymczasem w Czechach jest tak jak na Zachodzie tylko trochę mniej. To taka kwestia przynależności i odległości od centrumdobrze to ująłeś
:)
Miasto leży niedaleko od granicy polsko-czeskiej, z Cieszyna można dojechać do niego samochodem w niespełna pół godziny. Liczy ok. 70 tys. mieszkańców, jest przy tym najmłodsze z czeskich miast, zostało wybudowane od zera w latach pięćdziesiątych zeszłego stulecia, prawa miejskie uzyskało w roku 1955.
Nazwę Havířov można przetłumaczyć jako miasto górników, i to w skrócie opisuje cel jego powstania: miało być mieszkaniem dla pracowników kopalń pobliskiej Ostrawy czy Karwiny. Widoczne jest tu podobieństwo do innych wielkich budów tamtego okresu, Magnitogorska, Eisenhüttenstadt czy choćby naszej Nowej Huty.
Projekt miasta powstał w biurze Stavoprojekt z Ostrawy, którym kierował architekt Vladimír Meduna, w stylu który Czesi obecnie nazywają Sorela. Gdy pierwszy raz przeczytałem tę nazwę pomyślałem, że pewnie pochodzi od nazwiska jakiegoś francuskiego architekta czy urbanisty, a tymczasem to nic innego jak skrót od socrealizmu :) .
Spacer rozpoczniemy od dworca kolejowego a zakończymy na dworcu autobusowym, w 3,5 km przez lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte.
Dworzec kolejowy opisywany jest jako sztandarowy przykład stylu brukselskiego. Jak nietrudno zgadnąć, stylu tego nie wymyślili bynajmniej Belgowie. Nazwa pochodzi od światowej wystawy EXPO w Brukseli w roku 1958, na której triumfowały i zdobywały nagrody czeskie wzornictwo przemysłowe i architektura. Przez kolejne 10 lat do roku 1968 (data nieprzypadkowa) powstało wiele przedmiotów i obiektów utrzymanych w tej stylistyce.
Projektantem dworca był Josef Hrejsemnou, na którego wpływ wywarły zarówno funkcjonalistyczna przedwojenna architektura jego rodzinnego Zlina, zbudowanego przez Batę, jak i studia architektoniczne w Leningradzie.
Havířov wita dworcowym neonem, który czasy świetności ma dawno za sobą, ale może właśnie dlatego robi wrażenie. Ciekawie są wkomponowane w literę „H” dwa skrzyżowane górnicze młotki pochodzące z herbu miasta.
Przeszklona fasada, nazwa, zegar, funkcjonalny daszek nad wejściem. Niczego więcej nie trzeba.
Jasne wnętrze z pięknym sufitem, i piętrem, na które nie da się wejść z powodu kraty na schodach zamkniętej na kłódkę.
Czekając na pociąg dobrze odpocząć na stylowych, choć nie najwygodniejszych fotelach.
Kamienne ławeczki kierują ruch w stronę kas biletowych, można na nich położyć ciężką torbę albo przysiąść w czasie czekania w kolejce.
Dworcowy bar o odpowiedniej dla tego miejsca nazwie.
Scrollowane ;) rozkłady jazdy.
Przejście na perony.
Tu także widać upływ czasu i brak funduszy.
Pożegnalny rzut oka na dworzec. W końcu nie wiadomo, jak długo będzie jeszcze stał. Były już gotowe plany wyburzenia i wybudowania nowego, na razie uratowało go poruszenie wśród architektów i miłośników kolei. Na razie.
Idziemy w stroną miasta. Dwupasmowa aleja dzieli je na dwie symetryczne części, podobne do siebie jak lustrzane odbicia.
Ten jego fragment jako strefa zabytkowa został objęty ochroną w roku 1992.
Kolejne bliźniacze domy. Co ciekawe, im wyższe piętro, tym bardziej luksusowe balkony.
Budynki mieszkalne na parterze mają sklepy i punkty usługowe, elewacje i dachy ozdobione są elementami zaczerpniętymi z architektury czeskiego renesansu. Miało to być wyrazem zerwania z burżuazyjną tradycją i odwołaniem się do postępowego okresu w historii.
Dla porównania fragment z „prawdziwego” renesansowego miasteczka Slavonice.
Od zasady symetrii są oczywiście wyjątki. Są co prawda po dwóch stronach drogi dwa domy kultury, ale jednak niepodobne do siebie. Jeden przypomina włoski pałacyk, a drugi to już raczej prawdziwy socrealizm.
Zapuszczając się w boczne uliczki możemy spotkać prawdziwe perełki…
Można też trafić na przyciężkie monumentalne budowle ( siedziba magistratu )
Domy jak domy, służą do mieszkania, ale każdy z nich ma jakieś indywidualne ozdobniki, akcenty które go wyróżniają. W końcu zamiast mówić, że mieszka się pod prozaicznym numerem 46, można powiedzieć, że pod kochankami, albo kochankami z winogronami…
Dziewczyna z gołąbkiem pokoju też może być.
Dla prawdziwych miłośników epoki sentymentalny zestaw przodowników pracy socjalistycznej…
Niektóre kopie renesansu wyglądają lepiej niż oryginały :) .
Urocze balkoniki.
Kolejni przodownicy pracy.
W opinii mieszkańców, miasto, chociaż zaprojektowane na mocno ideowych zasadach, jest po prostu dobre do mieszkania. Spore przestrzenie między domami wypełnione są zielenią, nie ma charakteru typowych blokowisk, które przyszły później.
Jednak mieszkańcy się starzeją, a ich liczba się zmniejsza, na co wpływ ma tendencja do ograniczania ciężkiego przemysłu.
I tak dotarliśmy do centrum – Placu Republiki. Tutaj formalnie kończy się strefa zabytkowa.
Miłośnicy neonów znajdą tu coś dla siebie.
A miłośnicy zagadek historycznych mogą się zastanowić, co kiedyś musiało stać w miejscu tego (niedziałającego zresztą) wahadła, i dlaczego właśnie Lenin?
Swoją drogą szeroka podwójna aleja biegnąca przez środek miasta i centralny plac to miejsce wprost stworzone do manifestacji pierwszomajowych.
Idąc dalej widzimy jak coraz bardziej zatracany jest oryginalny styl. Czasami nieuniknione modernizacje nie pasują do reszty, jak te plastikowe okna pomiędzy płaskorzeźbami na fasadzie domu.
Hala sportowa z roku 1950 została odnowiona, ginie jakoś w sąsiedztwie supermarketów, jedyne co przypomina stare czasy to kioski odlewane z betonu.
To co może w przyszłości spotkać dworzec kolejowy możemy zobaczyć na przykładzie dworca autobusowego. Dzięki uprzejmości Google Street View możemy jeszcze podziwiać historyczny gmach rotundy.
Teraz w tym miejscu stoi takie coś, co pewnie jest funkcjonalne, samo w sobie może i nie jest okropne, jakoś nawet nawiązuje do swego pierwowzoru i przede wszystkim pewnie było tańsze od remontu. Ale jednak żal…